Na zdjęciu, obok moich koleżanek, widać parę: panią Mikołajową i pana Mikołaja. Spędzą w naszej bibliotece już drugie święta. Obiecałam komuś, że opowiem na blogu ich historię
Ta bożonarodzeniowa historia zdarzyła się w roku 2010.
W grudniu, codziennie gdy wysiadałam z tramwaju idąc do pracy mijałam staruszka proszącego, w zamian za tę parę Mikołajów, o pieniądze na chleb. Mikołaje wyglądali jakby ostatni rok spędzili w składzie węgla, cali czarni. Odstraszający. Ludzie mijali staruszka obojętnie, albo z niewielkim zainteresowaniem dla kukieł. Ja też. Tak przez pięć dni.
Szóstego postanowiłam się jednak wrócić i dać staruszkowi pieniądze na chleb. Wygrzebałam z kieszeni wszystkie drobne jakie tam miałam, podałam je dziadkowi i zrobiło mi się niezwykle smutno, gdy zobaczyłam ściekające mu po policzkach łzy i usłyszałam:
- Proszę pani, ale to więcej niż na chleb.
- To nic. - odpowiedziałam.
Staruszek nie chciał pieniędzy za darmo i tak stałam się właścicielką bardzo brudnej pary Mikołajów.
W pierwszej chwili pomyślałam, że zaraz ich gdzieś wyrzucę, ale jakoś nie mogłam tego zrobić. Trzeba było Mikołajów wyprać. Nie mieścili się w bibliotecznych umywalkach, zabrałam ich więc do domu. Nie chcieli wejść do pralki, ale dali się "wykąpać" w wannie.
Są z nami w bibliotece już drugi rok, a ja dzieciom powtarzam, że każdemu z nich też może się przytrafić taka bożonarodzeniowa historia, muszą się tylko nauczyć patrzeć i widzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz